czwartek, 25 lutego 2016

Tornado vs. Snieg

Wczoraj wiało niemiłosiernie, w radiu i telewizji wciąż nadawali informacje, że najprawdopodobniej przez naszą miejscowość przejdzie tornado... Jak to tornado - domy z "papieru", gibające się w każdą stronę drzewa, burza w oddali i trąba powietrzna. Halo! czy to nie są złe warunki atmosferyczne???
Automatycznie przypomniała mi sie sytuacja z 24 stycznia 2016...:

"Dzisiaj na "poważnie" w końcu zaczął padać śnieg! Oczywiście jestem bardzo zachwycona i podekscytowana tym faktem. Byłabym pewnie bardziej zachwycona, gdybym była wyposażona w porządne buty zimowe i kurtkę! Ale nie o tym! Ogólnie dzień jak co dzień, jakieś sprzątanie, zakupy, obiad itd. Z racji, że obiecałam sobie, że przynajmniej raz dziennie będę jakoś aktywnie spędzać czas, a że dwa poprzednie dni nie były realizacją moich postanowień, a na dodatek zjadłam dzisiaj tryliard kalorii, postanowiłam iść dzisiaj na siłownię. Nie chciało nam się kompletnie, tym bardziej ze było już późno, a w domu było milo, ciepło i przytulnie (takie Polskie prawdziwe zimowe wieczory)... ale nie! idziemy! Masa już jest, czas na rzeźbę :D Po drodze oczywiście jakieś wypadki samochodowe, stłuczki. My na szczęście docieramy na miejsce bezpiecznie, bez kolizji :D. Tomasz wpisuje mnie na listę, po czym Pani manager staje przed nami i mówi, że za pół godziny zamykają siłownie (siłownia czynna 24/7), ze względu na złe warunki atmosferyczne i zimno. Iiiiiiiiiiiiiiiii teraz UWAGA!!! 2 stopnie Celsiusza i może ledwo 5cm śniegu!!! Klęska żywiołowa się rozpoczęłam. Ludzie masowo kupują jedzenie :P:P - teraz już wiem dlaczego od dwóch dni w Walmartcie nie mogłam dostać pietruszki!"

Ostatecznie nie wiem, czy tornado przeszło przez Virginie Beach, dlatego też do końca trudno mi stwierdzić, czy w takich sytuacjach zamykają miejsca publiczne. W każdym razie słowo tornado i wyobrażenia o jego sile i prędkości automatycznie zamykają wszystko co się da, a ludzi chowam do bunkrów...

Pamiętacie?
Jak zaznaczyłam powyżej o trąbie powietrznej mówili przez radio. Komunikat był dla mnie dosyć zaskakujący. W pierwszej chwili nawet trochę się przestraszyłam, bo brzmiało to tak, jakby szykował się nalot kosmitów na ziemie. Nie pamiętam czy spiker powiedział "attention, attention", ale mniej więcej komunikat, który wygłosił brzmiał tak, jak z filmów o wojnie czy zagładzie z kosmosu. Przerwa w nadawaniu, zupełna cisza i pan, który sucho, ale z dozą niepokoju w głosie przekazuje informacje!
Ciekawe doświadczenie!!! Jak w filmie :D



środa, 24 lutego 2016

KONTEKST


1. Dlaczego „kontra” a nie „w”?
2. Dlaczego Stany?
3. Dlaczego ja?
4. I parę innych anegdot


Witajcie!
większość osób, które właśnie czytaj tego bloga, pewnie bardzo dobrze mnie zna. Pewnie jest to ta grupka ludzi, która mówiła „weź to napisz”, „opisz to” czytając moje dwumiesięczne perypetie w Stanach . Wiec posadziłam swoje cztery litery przed laptopem i zabieram się za pisanie. Żeby jednak trochę postawić Was w mojej sytuacji, chciałabym się Wam przedstawić. Chciałabym, abyście choć na chwile popatrzeli na daną sytuacje z mojej perspektywy, moimi oczami.

Stare życie
Ważnym aspektem, mojego obecnego życia (czyt. dalej NOWEGO ŻYCIA), jest to, jakie życie prowadziłam przedtem, w Polsce. A życie w Polsce, no cóż, nie było ani idealne, ani jakoś specjalnie złe czy uciążliwe… Ale było moje! Miało już swoja rutynę, tylko mi znany porządek. Nie było w nim ani grama wolnej chwili, czasu na nudę. Uporządkowałam je tak, żeby gdzieś wcisnąć każdą z moich pasji, poświęcić czas na swoje hobby, znaleźć czas dla męża, rodziny i najbliższych mi osób. Z perspektywy czasu, to było naprawdę dobre życie. Chyba nawet zbyt poukładane, aby je nagle zmieniać….

Dziewczyna Combo
Może trochę się przeceniam, chociaż zawsze wydawało mi się, ze należę do osób skromnych, ale ilość zainteresowań i hobby, które gdzieś przeplatają moje życie, mogą mianować mnie Dziewczyną Combo. Począwszy od rozmaitych robótek ręcznych, malowaniu ścian, gotowaniu, pieczeniu, fotografowaniu przyrody, drobnym modelingiem, interesowaniu się tajnikami make-upu, modą z naciskiem na stylizacje,  filmem (w szczególności jego analizą), aspektami psychologicznymi (analizą poszczególnych przypadków), naturalnymi kosmetykami oraz posiadaniu bzika na punkcie składników w kosmetykach i żywności, do mojego Combo Składu, dorzucam pisanie o to tego „pamiętnika”. Dziewczyna Combo w starym życiu całkiem dobrze potrafiła zarządzać czasem. Czasami nawet kosztem nieprzespanych nocy, bo przecież wtedy najlepiej się pracuje. Oczywiście zaznaczam, ze poza zainteresowaniami wykonywałam również swoją codzienną ośmiogodzinną prace, za która dostawałam wynagrodzenie. Wiec wszystko odbywało się tak jak należy :)

Dlaczego więc Stany???
„Zazdroszczę Cię”, „Zamieniłabym się z Tobą” „Wow… zakupy w Nowym Yorku” to chyba najczęstsze zdania, które słyszałam od ludzi, którym mówiłam o wylocie za wielką wodę. Ale czy ja tak naprawdę chciałam tu przylatywać? Wiecie jak to jest, jak jest się w związku i trzeba podjąć trudną decyzję… Wiecie? Prawda? problem w moim związku był zawsze taki, że to ja jestem od podejmowania trudnych decyzji? Najczęściej dla dobra tej drugiej osoby. Najczęściej wtedy nie myślę o sobie, że gdzieś jest mi dobrze, że tu jest moje miejsce. W tym przypadku było podobnie. I w tym przypadku główną myślą była szansa dla drugiej połówki… nie dla mnie. Jak już się zorientowaliście możliwość wylotu do Stanów zawdzięczam mojemu mężowi. Dostał propozycję pracy w amerykańskiej filii firmy w której pracował przez ostatnie cztery lata. Wiem, że sobie na to zapracował i zasłużył. Wiem, że gdybym zmarnowała ta szanse, to ja bym miała do siebie pretensje, nie tyle co on. Z drugiej strony w sumie nie wiem, jakby to się potoczyło, gdybym nie zdecydowała się na wylot… Rozstaniem? W każdym razie mimo, że była to moja decyzja, nie miało nic wspólnego z moja decyzją. Po prostu postanowiłam świadomie zrezygnować z mojego „nie za idealnego, ale nie złego” życia…

Jestem tu i teraz…
W Stanach jestem po raz drugi – tak to dosyć zabawne, bo pierwszy raz przyleciałam tutaj z końcem listopada. W miejscowości gdzie mieszkam spędziłam równo dwa miesiące… z czego jeden miesiąc przeleżałam cały w łóżku, a drugi polegał na oczekiwaniu na wylot do Polski. Nie wiem, czy to był szok, czy się załamałam… nie wiem.
Mimo, ze wiedziałam, że będzie inaczej nagle moje życie obróciło się o 355 stopni. Te 5 stopni, które pozostało to byłam ja… Nawet mąż się zmienił, był inny.. taki amerykański, a w stanach przebywał dopiero od końca lipca. Nieład w zabudowie, pustki na chodnikach, brak ludzi w komunikacji miejskiej, to cos na co teoretycznie byłam przygotowana, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić do momentu, jak nie ujrzałam tego na własne oczy. Gdzie tu wyjść, gdzie tu można iść na piechotę, czy bez obaw można wsiąść do autobusy, a gdzie tu w ogóle jest jakiś przystanek? Brak pobliskich sklepików, Centrum Handlowego, do którego można iść na piechotę… Bytom… Zabrze czy Gliwice nauczyły mnie trochę innego podejścia do sytuacji. Z natury jestem „chodziarzem”, ten kto mnie zna, to wie, ze praca marzeń, to tak, do której mogę zajść na piechotę lub niezależna od nikogo wsiąść do autobusy i podjechać kilka przystanków. A tutaj…?
Strach robi swoje… W końcu od małego karmiono nas filmami o przestępczości w stanach – więc jedynym słusznym rozwiązaniem było przyjąć postać pupilka domowego… Najgorsza rola jaka może sobie wymarzyć kobieta – być uzależniona od swojego męża. Przez dwa miesiące czekałam, aż mój Pan wróci do domu i wyprowadzi mnie na spacer. Oczywiście spacer, na który Pan ma ochotę – czyli Pupilek musiał zacząć chodzić na siłownie. Niby fajna sprawa.. Siłownia… w końcu od siedzenia w domu trochę obrosłam w tłuszczyk. Ale zaraz! Siłownia, to nie jest miejsce gdzie lubię przebywać… jest mi tam nudno… Wciąż ci sami ludzie, te same urządzenie, brak piękna przyrody, świeżego powietrza… kompletnie siłownia nic nie wnosiła w moje życie. Postanowiłam wiec zająć czymś mózg podczas wysiłku fizycznego i dzięki WiFi zaczęłam oglądać filmy dokumentalne… Tak siłownia stała się całkiem znośna, kalorie się spalały, a ja nie myślałam o głupotach..
Pewnie Wam się nasuwa pytanie dlaczego wiec nie szukałam pracy. Powody są dwa… po pierwsze problem z dojazdem, a po drugie, Dziewczyna Combo nie zna angielskiego… Dziewczyna Combo, ma zbyt wiele zainteresowań, aby jej mózg przyswoił jeszcze język. Dziewczyna Combo jest tez perfekcjonistką – perfekcjonistom jeszcze trudniej przychodzi nauka czegoś z czym maja problem. Nie ukrywam, jest mi z tym źle. Potrafię się do tego przyznać. Szczególnie wtedy, gdy naprawdę muszę cos powiedzieć, a nie znam na tyle słów, aby powiedzieć to tak jak bym chciała. Wtedy tej drugiej osoby nie obchodzi, co potrafisz zrobić, uszyć, ugotować, naprawić, jaką skończyłeś szkołę, gdzie pracujesz, jakie miałeś wyróżnienia.. ona patrzy się na Ciebie, tylko jak na osobę, która nie zna angielskiego… Jakby każdy musiał znać angielski! Jakby to był Twój obowiązek! Czasami, aż ma się ochotę powiedzieć, że jak jesteście tacy mądrzy to nauczcie się języka polskiego z całą gramatyka i wymową, której nawet Polak nie ogarnia. To jednak moja osobista dygresja, wiem, że tutaj należę do mniejszości.
Pewnie nasuwa Wam się również drugie pytanie… Skoro mam tyle talentów, tyle zainteresowań – dlaczego ich tutaj nie realizuje, w końcu mam tyle czasu, nie musze chodzić do pracy.
To właśnie nazywam szokiem pourazowym… W końcu mam czas!!! Ale tego czasu jest za dużo… za dużo na to, żeby sobie poukładać w ścisłą całość. Zapełnić cały dzień od rana do wieczora.
Moje pierwsze dni jak tu przyleciałam, były kompletnie rozstrojone. Otwieram oczy, przeciągam się i nie muszę się spieszyć. Nie musze zbyt szybko jeść śniadania, nakładać tony make-upu, prostować włosów i zapierdzielać gdzieś do pracy, na jakieś zajęcia.. Mogę poleżeć jeszcze z 5…50 minut – kompletne rozstrojenie systemu. Dlatego wyjazd…

Z końcem stycznia wróciłam do Polski. Do końca nie wiedząc czy będzie to lot w jedna czy w dwie strony. Nie wiedziałam, czy chce wracać, do tego co mnie tutaj spotkało (oczywiście to co napisałam, to nie wszystko. Gdzieś pod drodze pojawiły się sytuacje, których nie ogarniam do chwili obecnej).
Należę jednak do osób nie poddających się zbyt łatwo. Walczę o to, na czym mi zależy, bronię swoich racji i zdania. Daje szanse innym i sobie. I postanowiłam spróbować jeszcze raz. 
Już wiem, że to był nieudany początek, pewnego rodzaju falstart, złe podejście. Wszystko było nie tak... wszystko się pozmieniało, wszystko odwróciło do góry nogami. Szok, nie poradzenie sobie z sytuacją, a co gorsza nie możność zaplanowania czegoś tak, aby było dobrze dla mnie i dla innych. To były straszne dwa miesiące.  Oderwana od życia, które nie było idealne, ale mojego. Było w nim wiele szczęścia o którym zdałam sobie sprawę dopiero za wielką wodą. Moje stare życie było poukładane, zaplanowane, a każda wolna chwila nie była już wolną chwilą
Wiem, że to był kosztowny interes, ale potrzebowałam tego wylotu/przylotu do Polski... trzy tygodnie przeleciały, nawet nie wiem kiedy…
I znowu tu jestem,  ale tym razem z innym nastawieniem... bardzo pozytywnym... tym razem przygotowałam się do tego wylotu, wiem jak tu jest, jak tu wygląda i czego mogę się spodziewać - to już nie będzie dla mnie zaskoczenie... Drugi raz nie popadnę w stan permanentnego zaszokowania. Jest już plan! Plan jest ważny (każdy handlowiec o tym wie :P:P - żarcik sytuacyjny). Plan który pozwoli choć trochę poczuć się jak u siebie. Już wiem, że nie chodziło w tym wszystkim o dostosowania miejsca do swojego starego życia... ale zmienić trochę życie i dopasować je do nowego miejsca. Plan na nowe życie jest... Całkiem ambitny i bardzo poukładany.. (nawet zastanawiam się kiedy będę mężowi gotować obiady :P) jest też plan B, C, D... na wypadek jakby plan podstawowy nie wypalił... Jestem gotowa na prawie każdą ewentualność... Także Czas Start!

I tym przydługim wstępem, pragnę Was wszystkich powitać i przygotować na moje - mam nadzieje, że ciut krótsze – felietony związane z życiem w Stanach i różnicami kulturowymi. Mam nadzieje ze uda mi się również przeprowadzić kilka ciekawych doświadczeń, której już sobie zaplanowałam będąc w Polsce…


Projekt  
#Polish_Girl_vs_USA uważam za otwarty!