wtorek, 31 maja 2016

Wakacje od Wakacji

Witajcie,
Kompletnie nie planowałam dzisiaj żadnego wpisu (tak, tak, takie rzeczy też miewam zaplanowane), ale dużo chińczyków w mojej głowie sieka kapustę, wiec i sporo przemyśleń się nasuwa. Mimo wszystko postaram się streszczać :) (wiem czasem to nie wychodzi)

Wstępik
Minęły trzy miesiące od momentu, jak przyleciałam tu po raz drugi... pełna nadziei, że tym razem będzie lepiej, że wszystko się ułoży, że może coś uda się pozmieniać, żeby było stabilnie. Udało się! Teraz wiem, ze pozytywne nastawienie do całej sytuacji wiele daje. Co prawda nie zmieniło się zbyt wiele, nadal nie wychodzę, nadal nie potrafię angielskiego, nadal jeszcze wiele rzeczy mnie przeraża... Ale jest stabilnie i nie licząc karaluchów raczej pozytywnie. Trzy miesiące wiele mnie nauczyły, pokazały i dały. Przede wszystkim dały mi chęć do działania i niepoddawania się! Do próbowania i ulepszania planów, które okazały się błędne. Życie tutaj (w mojej sytuacji) daje inne możliwości, niż życie w Polsce, ale tylko dlatego, ze nie pracuje. Pozwala mi to na wymyślanie innych planów i realizowanie innych do których wrócę po wakacjach! (To nie znaczy, że gdybym była bezrobotną w Polsce nie miałabym tych możliwości - plany po prostu były by inne, dostosowane do kraju i przede wszystkim do tego, że w Polsce mam rodzinę, znajomych i znam język ;P)


Polska...
Nie sądziłam, że kiedyś to powiem/napisze, ale Polacy za dużo narzekają. Ogólnie wychodzę z założenia, że narzekanie jest spoko. Uważam, ze jest bardziej szczere, niż odpowiedź "wszystko w porządku" na pytanie co słychać. Wydaje mi się, że narzekanie jest trochę przejawem skromności. Bo po co komuś mówić, że jest lepiej, jak można powiedzieć, że jest gorzej. Amerykanie "nasłoneczniają" swoje opowieści, nasze Polskie są jednak pochmurne. Rzadko kiedy mówimy, że nam się udało, że coś wyszło, że na coś sobie zapracowaliśmy.  Raczej skupiamy się na niepowodzeniach, ponieważ obawiamy się tego, ze ta druga osoba, nie chce słuchać, ze w naszym życiu się układa. (chociaż wydaje mi się, ze to pomału się zmienia). Nie miałam ochoty drążyć tego tematu,a napisać o tym przy innej okazji. Jednak wczoraj poruszył mnie post mojej znajomej, w którym udostępniła "za co nie kocham Cię Polsko". Postanowiłam, że chwilkę poświecę temu zagadnieniu.



Nie mówię, że w Polsce jest cudownie, ale Polska  jest pięknym krajem, z piękną kulturą, tradycjami i smacznym jedzeniem. W wielu sercach płynie prawdziwy patriotyzm i miłość do ojczyzny! I mimo, że wiem, że w wielu krajach żyje się dużo lepiej, sporo z nas nie docenia tego co dostaliśmy od naszego kraju. Nie docenia, tylko dlatego, że dostaliśmy to za darmo. Nie zauważamy tego. "Czepiamy się" tylko tego, czego nie mamy, a np. jest gdzieś indziej. Możecie mi naprawdę uwierzyć, że wiem, że w Polsce  nie zawsze jest łatwo i kolorowo. Nie raz przekonałam się o tym na własnej skórze. Ale czasami trzeba gdzieś wyjechać i zobaczyć, że naprawdę w wielu aspektach naszego życia, żyjemy jak paczki w maśle (o niektórych już pisałam w poprzednim wpisie - urlopy, ubezpieczenia, opieka medyczna, święta). I na tym bym zakończyła, ale przypomniała mi się rozmowa mojego męża z pewnym Amerykaninem. Standardowa rozmowa "o życiu" dwójki facetów. W pewnym momencie zaczęli rozmawiać o dzieciach (hahaha, jak to brzmi :P)  Okazało się, ze w  Ameryce nie ma żadnej pomocy od Państwa na dziecko. Dla pewności jeszcze sprawdziłam w internetach i znalazłam ciekawy artykuł na portalu "Gazeta.pl" http://www.edziecko.pl/rodzice/1,79361,18937390,miec-dziecko-w-usa.html
Nie zapominajmy, też że wiele Polek, które zachodzą w ciąże wybierają się na L4. Nie wiem jak jest tutaj, ale spotkałam się z wieloma pracującymi kobietami w ciąży. W każdym razie, nie trzeba wylatywać za ocean, by spotkać się z sytuacją, że "nie przepisuje się L4 na ciąże" Takim przykładem jest chociażby Anglia. I tak naprawdę mogłabym skończyć ten temat, ale przypomniała mi się jeszcze kwestia oświaty... Studia... w dzisiejszej Polsce sprawa oczywista. Studia to kolejny etap edukacji, nie tylko dla wybranych, ale raczej dla wszystkich chcących poszerzyć swoją wiedze lub zdobyć lepsze wykształcenie. Ja osobiście studiowałam zaocznie i nie żałuje - bo gdybym miała drugi raz pójść na studia, możliwe, ze wybrałabym inny kierunek, jednak nadal byłby to studia zaoczne. Fakt na drugim roku swoich studiów nie miałam, żadnego wolnego weekendu, bo albo pracowałam albo studiowałam, ale z czasem i pracę miałam lepszą, a studia stawały się lżejsze i przyjemniejsze. W każdym razie perspektywa pracy, zarabiania i uczenia się bardzo mi odpowiadała. Jednak to mój wybór. Wielu z Was studiuje dziennie... Tych którzy studiują dziennie i pracują podziwiam! W każdym razie wstępujemy w nasze dorosłe życie z pewnym bagażem wiedzy lub wiedzy i doświadczeniem w pracy, które zdobyliśmy podczas edukacji. Tutaj poza wiedzą, bagażem często bywa kredyt, który nie jeden Amerykanin bierze, aby móc studiować - i podobnie jak znajomy mojego męża kończąc szkołę nadal musi go spłacać. Zaznaczam, że koszty za studiowanie są dużo wyższe niż w Polsce.

Oczywiście są rzeczy, które tutaj sa lepsze niż w Polsce i na pewno nie raz o nich napisze.  Tak jak wcześniej wspomniałam, do napisania tego wpisu "zmotywował mnie" udostepniony post koleżanki.
Zawsze jest coś na plus i coś na minus... Trzeba tylko czasami docenić, to co dostaliśmy za darmo, a nie dostrzegać, tylko te negatywne aspekty naszego życia, gdzie jest źle lub nie mamy tak jak inni. Bo jak powszednie wiadomo, wszędzie jest dobrze gdzie nas nie ma!



24h przed wylotem
...właśnie szykuje się do mojej osiemnastogodzinnej podróży... muszę ogarnąć dom i przygotować go dla mojego męża, żeby mógł wszystko znaleźć podczas mojej trzymiesięcznej nieobecności. Dlatego więc cukier muszę przełożyć ze słoika z napisem sól, a mąkę z pojemnika po herbacie :P:P (żartuję)
Dla większość z Was mam już zakupione podarunki i zamówienia, jeszcze tylko dzisiaj czekać mnie będą ostatnie minimalne zakupy. Pogoda jest piękna, wiec całkiem możliwe, że zaliczymy jeszcze dzisiaj spacer nad Oceanem (Zawsze powtarzałam, ze Ocean to największy plus mojego pobytu tutaj)  

Lubię latać, ale po ostatnich zdarzeniu w Egipcie, jestem bardzo niespokojna i zdenerwowane.Chyba zapodam sobie jakiś nervosol, albo zajmę czymś na tyle mózg, żeby nie myśleć ... jak zwykle o najgorszym...

W każdym razie, już na zakończenie chciałam napisać, że nie zdawałam sobie sprawy, że nie będę chciała wylatywać... i to już nawet nie wiąże się ze strachem przed atakiem terrorystycznym, ani też, że aż tak bardzo się przyzwyczaiłam, ale dlatego, że bardzo mocno kogoś tutaj pokochałam...
Oczywiście, że chodzi o mojego męża :))) Nasze życie tutaj się zmieniło o 300 stopni. Ze starego życia, mamy tylko siebie i parę ciuchów - wiec tak naprawdę mamy tutaj tylko siebie! Chyba od momentu jak ze sobą jesteśmy, nie byliśmy sobie, aż tak bliscy! Czasami są wzloty i upadki, a mimo wszystko czuć motylki w brzuchu, każdego rana widzieć uśmiecha na twarzy (no chyba, ze zapomnisz wyłączyć budzik, który miał nie dzwonić i budzi wszystkich w środku nocy :P) śmiać się z tych samych głupot i zachowywać jakby się miało ...nascie lat. To cudowne uczucie czuć się tak szczęśliwa i dawać szczęście drugiej osobie... czuć się tak kochaną i kochać tak druga osobie. W swoim partnerze mieć nie tylko wspaniałego męża, ale zarówno przyjaciela i człowieka, który Cię wspiera nawet  najbardziej odjechane pomysłach. Mimo, że bardzo się ciesze na zobaczenie swoich najbliższych i zwierzorów po prostu czuje jak bardzo już tęsknie, mimo, że jeszcze tu jestem. To duża zasługa mojego męża, że jestem tutaj i chce tu wrócić. Starał się jak mógł, żebym czuła się tutaj dobrze, mimo, że wie, ze siedzenie w domu nie leży w moich ambicjach. Jesteś najlepszy! Brawo Ty! :P :*

i tym sentymentalnym i tkliwym aspektem, kończę swoje wypociny. Całkiem możliwe, ze podczas mojego trzymiesięcznego pobytu w Polsce najdzie mnie wena i coś napisze, także nie żegnam się z Wami na zbyt długo. Jednak po "wakacjach" mam nadzieje, że wrócę do Was z czymś fajnym.... Póki co jedno jest pewne, przez najbliższe trzy miesiące na Instagramie pojawi się więcej zdjęć kotów, psów i chomików :P.

Trzymajcie za mnie jutro i po jutrze kciuki!
Buziaki :*

środa, 18 maja 2016

Kilka krótkich faktów o zyciu w Ameryce


Cóż... miałam pisać o restauracjach, ale pomyślałam, ze napisze o czymś ciekawszym. Być może w wielu kwestach trochę się powtórzę, ale chciałabym parę rzeczy zebrać do kupy i być może rozpisać się bardziej przy innej okazji na ich temat. 

Moje podejście do Ameryki jak wiecie jest dosyć chłodne. Nigdy nie była ona w obszarze moich zainteresowań, pragnień, żeby ją zobaczyć, a już na pewno miejscem, gdzie chciałabym mieszkać. Jednak nie ukrywam, przywykłam do tej myśli, że tu jestem i że być może jeszcze tutaj pobędę. Z reguły szukam tej dobrej strony, nawet w najgorszym położeniu i mimo, że pojawiają się "gorsze dni" postanowiłam ze wykorzystam pobyt tutaj jak najlepiej będę potrafiła (tym bardziej że tak naprawdę sami nie wiemy, jak długo jeszcze będziemy tutaj mieszkać)

Na sam początek opisze jednak pewną sytuacje która spotkała mnie w poniedziałek w sklepie, a potem przejdę do docelowego tematu:

1.) Język Polski
wczoraj, podczas zakupów w jednym z amerykańskich sklepów typu "Biedronka" wraz z mężem mym Tomaszem czekaliśmy w dosyć krótkiej kolejce i rozmawialiśmy o słodyczach a ściślej o reese's. Nasza rozmowa toczyła się dalej i nawet Pani w kasie nam nie przerwała mówiąc "dzień dobry", a właściwie "jak się masz". Skończyliśmy nasze gadulstwo, po czym Pani kasjerka, lat około 50-60 zapytała się mnie czy mówię po angielsku - odpowiedziałam, że trochę, ale z przerażeniem, bo moje trochę, dla innych może znaczyć trochę więcej niż moje trochę ;P (masło maślane:P) Pani zapytała skąd jestem, po czym powiedziała, że uwielbia słuchać jak mowie, ze bardzo lubi mój język! o matko!!! Banan od ucha do ucha! Zrobiło to na mnie dużo większe wrażenie, niż to, że ktoś pochwalił np. mój wygląd lub ubiór... Wiecie ja mam ogólnie tak, że czasami zastanawiam się jak my brzmimy w uszach innych ludzi... Ludzi, którzy np. pierwszy raz słyszą nasz język. Wiedzą gdzie nas wsadzić, ale na Rosjan, mówimy jednak za miękko. Wiem, że dużo osób jak nas słucha, słyszy szeleszczące "sz" "cz" "ś" "ć" dosyć mocne "r", ale dzięki temu nasz język jest dźwięczny i melodyjny - tak i ja "stojąc z boku" próbuje patrzeć na nasz język - nasz piękny Polski język!!!


2.) Karaluchy
Temat ten chodzi za mną od dłuższego czasu i nie ukrywam, że jest dla mnie bardzo nie przyjemny. Co niektórzy pewnie wiedzą, ze mam bakteriofobie i hopla na punkcie czystości... mam jeszcze parę innych fobii i nerwic natręctw, ale pojawiają się one tylko w określonych sytuacjach. Ogólnie dom/ mieszkanie, to dla mnie miejsce, gdzie powinnam czuć się bezpieczna, wolna od fobii itd. Niestety, okazało się, że tutaj nie jest to możliwe. Dokładnie tydzień temu we wtorek zostałam "zaatakowana" przez ogromnego karalucha, który wyszedł z mojej łazienkowej szafki... pisk, wrzask i płacz! taka mniej więcej była moja reakcja. Niestety nie byliśmy przygotowani na atak karaluchów, mimo, że to był już drugi przypadek, kiedy karaczan pojawił sie w naszym domu. Za pierwszym razem chodził sobie po naszych schodach. Z racji, ze wynajmujemy mieszkanie, zgłosiliśmy to, jednak dostaliśmy odpowiedz, ze w tych rejonach karaluchy to norma, tym bardziej w dużych skupiskach ludzi i w okresie kiedy robi się upalnie. Co!? Przecież to nie dopuszczalne, żeby w moim domu chodziło coś, co roznosi tyle chorób! ale ok! pierwszego karalucha jakoś przebolałam. Być może dlatego, że mój tutejszy guru Iwona, powiedziała, że on najprawdopodobniej przyszedł z zewnątrz. Niestety drugi najprawdopodobniej dostał się otworem w szafce łazienkowej. We wtorek karaluch został unicestwiony, dziura zapiankowana, do karaluchowej łazienki nie weszłam od tygodnia (dzięki Bogu mamy dwie) jednak każdy szelest,sprawia ze mam ciarki, a wchodząc do każdego pomieszczenia rozglądam się po ścianach i podłodze. Dziękuję Ameryko za kolejną fobię


3.) Przeceny
Może dla odmiany coś miłego :) Kto z nas nie kocha przecen. Już od dawna, my Polacy narzekamy, że Polskie przeceny, to nie przeceny - nie do końca się z tym zgodzę, ponieważ
pracując parę miesięcy w Promodzie, wiem, że ubrania potrafią być naprawdę mocno przecenione, trzeba mieć tylko szczęście żeby je wyhaczyć. Wiec spokojnie można było kupić bluzkę za 20, 15zł która wcześniej kosztowała stówę. Najczęściej jednak ubrania, które można było kupić taniej, zostawały wykupione już na samym początku, wiec nie dotrwały do swojej najniższej ceny. Tutaj oczywiście też tak jest, z małym wyjątkiem, że sporo ubrań jest tutaj naprawdę dużo tańszych. Potem dochodzą do tego obniżki o 50% a ostatecznie lądują na wieszaku wszystko za 2$ - tak 2$, ok. 8zł!!! Z taką sytuacją spotkałam się w niedziele, gdy pojechałam po zakup moich wymarzonych miętowych spodni. Oprócz spodni, które kupiłam w "stałej" cenie, kupiłam jeszcze 4 inne rzeczy w sumie za 8$ + vat, za które zapłaciłabym około 90$ - tak to są przeceny!!! Za taka cenę to przecież można sobie kupić ciuchy żeby w nich tylko chodzić po domu ;P (dzisiaj w każdym razie jadę na kolejne łowy, bo niestety w niedziele centrum handlowe zamykają o godzinie 18, wiec nie miałam zbyt wiele czasu) 







4.) Przerwa na Lunch
I teraz pytanie, czy czwarty punkt będzie na plus czy na minus... Pracowałam w wielu miejscach, była to praca i 5 dni w tygodniu po 8h, była to praca po 10-12godzin i mimo wszystko, jak bardzo lubiłam swoją prace, zawsze głównym celem było zrobienie jak najlepiej swojego i udanie się do domu (mówię tutaj o pracach, które lubiłam :))) )! W pracy rzadko kiedy jadłam posiłek, nawet wtedy, kiedy pracowałam po 12h, wiec teoretycznie 20 minutowa przerwa nie była mi potrzebna, ale oczywiście gdzieś się ja wykorzystywało, chociażby na zrobienie czegoś do picia lub gadulstwo :P Wiec w Polsce mamy 20 minut przerwy, za  którą płaci nam pracodawca, wiec tym samym, w pracy jesteśmy 8h (z jakimś hakiem na przyjście do pracy i zakończenie jej) Tutaj jest obowiązkowa godzina przeznaczona na lunch. Za ten czas nie płaci pracodawca. Wiec tak naprawdę z 8h pracy robi się 9... i mimo, że zaczynasz prace o 8, nie skończysz jej o 16, żeby poświecić czas rodzinie, ale o 17, a czasami nawet i później! Teraz już wiem, dlaczego w filmach małżeństwa lub pary które ze sobą mieszkają umawiają się na lunch... cóż taka Ameryka! 


5.) Dni wolne od pracy
Kontynuując dalej temat pracy, zahaczę o urlopy i święta. Niestety w Ameryce dni wolnych od pracy jest sporo mniej niż w Polsce. Niestety większość ludzi pracuje tutaj w 26.12, 1.01 czy w poniedziałek wielkanocny (tutaj część ludzi ma wolne w Wielki Piątek) Nie mają długich weekendów, bo święta są raczej pojedyncze, chociaż z drugiej strony większość świąt wypada w poniedziałek. Nie zmienia to faktu, że Polska przyzwyczaiła jednak do częstszego oddychania od pracy. Oddychania również podczas urlopów. Każdy z nas z niecierpliwością czeka na przekroczenie tych magicznych 10lat pracy i szkoły aby otrzymać 26 dni wolnego! Tydzień urlopu więcej i obowiązkowe 2 tygodnie! czasami nawet się nie chce tego wykorzystywać, bo np. w pracy jest fajna atmosfera, albo akurat "dobry miesiąc" w przypadku sprzedaży. Tutaj z urlopem jest trochę gorzej! Przede wszystkim nie ma określonej liczby dni urlopowych. Urlop negocjujesz sobie sam, ale wydaje mi się, ze wynegocjowanie 26 dni urlopu graniczyłoby z cudem. W przypadku, gdy tego urlopu potrzebujesz więcej...hm??? nie wiem, chyba wtedy udajesz sie na urlop bezpłatny 


6.) 
Uwaga na zdrowie
Narzekajmy nadal na Polskę... Na kolejki do lekarzy itd. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że w Polsce wcale nie jest tak źle jak nam się wydaje. Idąc do pracy, bądź będąc zarejestrowanym bezrobotnym jesteśmy objęci  ubezpieczeniem, które daje nam możliwość przynajmniej do bezpłatnego pójścia do lekarza rodzinnego, specjalisty (po odczekaniu określonego czasu) czy do szpitala, w razie jakiegoś wypadku i to dalej za darmo! Tutaj niestety musisz ubezpieczyć się sam i niestety nie do końca za małe pieniądze, koszty oczywiście się mnożą w przypadku, gdy pracuje tylko jedna osoba, a w domku jest jeszcze nie pracująca np. żona. W każdym razie przy dobrych wiatrach możesz liczyć na zwrot połowy opłacanych składek przez pracodawce. Rzadkością jest, ze jakakolwiek firma (czyt. pracodawca) ubezpiecza Ciebie w całości, ale i tak się ponoć zdarza w przypadku większych korporacji! Odsyłam do rożnych filmów dokumentalnych, dostepnych na YT, które opisują problem ubezpieczenia w Ameryce.


7.) Z kulturą drogową na ty
Nie jestem dobrym kierowcą, ba... nie jestem w ogóle kierowcą! Myślę, że do tego fachu w ogóle się nie nadaje. Wyjeździłam swoje "jazdy" potem parę razy prowadziłam samochód! Nie, to kompletnie nie dla mnie! Ale jestem w stanie sie do tego przyznać! dlatego bez oporu jestem w stanie powiedzieć, ze większość osób, prowadzących samochody w stanach jeżdżą tak samo jak ja, lub nawet gorzej! Wiem, ze wypadki i stłuczki na Polskich drogach to również nie rzadkość, ale z obserwacji wiem, że w naszym kraju zdarzają sie o wiele rzadziej niż tutaj. Nie bede się jakoś super rozpisywała na ten temat, podam w punktach:
a.) często nie wrzucają migacza, gdy zmieniają pas lub skręcają
b.) nie jeżdżą na światłach w dzień, a i w nocy tez się im zdarza
c.) rzadko kiedy Cię przepuszczą lub ustąpią miejsca 
d.) a gdy ty ich przepuszczasz/wpuszczasz zapomnij o podziękowaniu (chociaż zdarza sie)
e.) jeżdżą lewym i prawym pasem z ta samą prędkością
f.) potrafią siedzieć Ci na dupie i często nie przestrzegają bezpiecznej odległości

Co prawda jeżdżą raczej przepisowo, chociaż często zdarza im się jeździć na dwóch pasach jednocześnie lub np. zmieniać pas na linii ciągłej....

Kiedyś podróżując do Waszyngtonu mieliśmy dosyć dziwną, ale nie miłą sytuacje... dwa albo trzy pasy (już nie pamiętam, załóżmy ze dwa) piękna pogoda i pełno samochodów obok, za nami, a przed nami dwaj panowie na motorach, jadący z taka samą prędkością jak samochody na prawym pasie... Panowie podróżowali najprawdopodobniej rekreacyjnie, bo z szybkością ślimaka. Nam się trochę spieszyło, a spokojnie mogliśmy jechać z większą prędkością dopuszczalną na tej drodze. Mąż mój wykonał jakiś dziwny manewr, który sprawił, ze jednego motocyklistę mieliśmy za sobą, a drugiego wciąż przed nami, który dalej jechał w żółwim tempie. Pan z królicza kitką strasznie się oburzył tym co zrobił Tomek i zaczął w nas rzucać zawartością swojej kieszeni - cukierków tam w każdym razie nie miał. Jakoś w każdym razie go wyprzedziliśmy, bo on oczywiście nadal nie chciał nam zrobić miejsca. Cóż sznur wkurzonych kierowców, to dla wolnych jeźdźców nie jest jak widać zmartwienie.

8.) Reklamy
Jeszcze raz ktoś mi powie, że na Polsacie są długie bloki reklamowe, temu nagram jakiś amerykański film puszczony w telewizji wraz z reklamami i każde oglądać 3 razy :P
Kochani, uwierzcie mi, że reklamy na Polsacie, to pikuś w porównaniu z reklamami w amerykańskiej telewizji. tutaj reklama rzeczywiście trwa 10 minut i  przerywa film co 15 minut. wydarzenia sportowe, takie jak ich sławny football składa się z odrobiny meczu, reklam i powtórek. Panowie, jakbyście sie czuli, gdyby wasza ukochana piłka nożna zamiast jednej przerwy miała przerwę co 15 minut! 


9.) Cenzura
A skoro jesteśmy przy telewizji to w Ameryce jest nałożona cenzura na przekleństwa w utworach muzycznych puszczonych w radio i telewizji. Także np. słuchasz sobie piosenki np Robin Thicke - Blurred Lines i masz tekst "...You the hottest (nanana) in this place..."


10.) Kinder niespodzianka
Mam 29 lat, jako mała dziewczynka kochałam kinder niespodzianki, jako duża dziewczynka dalej kocham kinder niespodzianki... Taki mój mały hazard! Byłam bardzo zaskoczona, że ich tutaj nigdzie nie moge dostać. Nigdzie, poza Polskimi sklepami!!! Długo mnie intrygowało, dlaczego jajka nie dotarły do Ameryki.Ha! Owszem dotarły. Tutaj znowu z pomocą wchodzi mój amerykański guru Iwona. Okazało się, ze "kinderki" są na tyle niebezpieczne ze zakazano ich w sprzedaży, ponieważ zbyt małe elementy mogą zostać zjedzone przez dzieci! Ciekawe czy w Polsce były takie przypadki?!


11.) Nie osadzaj mnie
Amerykanie chyba sa mistrzami w pisani instrukcji, a właściwie ostrzeżeń typu:  czego nie powinno się robić z danym produktem lub jak należy go używać! Piszą tak łopatologicznie, ze czasami nie mogę uwierzyć, ze ktoś to napisał, a przede wszystkim po co to napisał! Zasada jest prosta. Amerykanie mogą Cię za wszystko podać do sądu! Ulotka, nawet z najbardziej oczywistymi informacjami jest ochroną dla danej firmy. Informacja, ze dany produkt, nie jestem czymś (tak jak pisałam o balsami do ciała a'la Nivea) za co możemy go wziąć, dalej jest ochroną dla danej firmy. Podobnie jak zamykanie szkoły podczas gdy spadło 2 cm śniegu jest na wypadek jakby jakieś dziecko miało się poślizgnąć i złamać nogę.  Zastanawiam się, ze w takim razie jak np. uderzę się o kant łózka małym palce i niefortunnie go złamie mogę podać producenta łózka do sądu, przecież to przez jego łóżko coś mi się stało


11.) Wow super jesteś ubrana
Amerykanie są komplemenciarzami - o ile ktos wierzy w szczerość komplementów. Ja nalezę do osób, które wybiórczo traktują komplementy, sama jednak rozrzucam nimi, jak coś mi się spodoba. Przez długi czas pracowałam z klientem, wiec wiem, że szczery komplement może być początkiem dobrej współpracy lub powrotu takiego klienta. Pracowałam w banku, wiec powrót klienta był bardzo ważny! Kultura amerykanów jest jednak taka, ze wypada powiedzieć coś miłego typu "miło Cię zobaczyć", lub coś pochwalić  itd. Oczywiście jest to bardzo miłe o ile jest to szczere, a nie wymaga od Ciebie tego dana sytuacja. Dlatego ja w przypadku amerykanów wierze bardziej w komplementy
spontaniczne, czyli np. "ładna sukienka" przegrywa w porównaniu z "Twój język jest piękny", mimo, że "ładna sukienka" również może być szczere. W Polsce osobom nieznajomym komplementy mówi się mimo wszystko nie pewnie. Nawet bardzo nie śmiało! Pamiętam sytuacje jak kiedyś w Carry kupowałam koszule. Pani z nutką zwątpienia zagaiła, ze bardzo jej się podoba moja minionkowa bluzka, bo ona bardzo lubi ta baję - oczywiście ze lubi ta bajkę, każdy lubi minionki. Oczywiście automatycznie w takich sytuacjach rozpoczyna sie dyskusja na dany temat, informacje gdzie można dostać taką bluzkę itd. . U nas w Polsce, to sie dopiero rozwija, ale nie mogę powiedzieć, ze tego nie ma!  Amerykanie jednak nie maja z tym problemu są bezpośredni, wiec jak im się rzeczywiście coś podoba to pytają i chwalą! Zdarzyło mi się, że Pani w sklepie powiedziała mi, ze jestem bardzo ładna, ktoś zaczepił mnie na ulicy pytając o moje buty, filetowa szminka także zrobiła furorę. Chociaż najmilej wspominam sytuacje, gdy zatrzymała nas dziewczyna i mega zaczęła zachwalać to jak jestem ubrana - tak to stanowczo zaliczam do spontanicznych komplementów! Mimo,  ze jestem szczera i raczej nie mam problemu z wypowiadaniem swoich opinie, niestety nie dałabym rady powiedzieć komuś obcemu, który nagle przechodzi obok, że jest super ubrany! :)


12.) A jeśli chodzi o bezpośredniość
Amerykanie są otwartymi ludźmi, raczej miłymi i gadatliwymi. Są uprzejmi i pomocni. Dużo pytają, chociaż czasami nie potrafią wyczuć, że czegoś im nie chce się powiedzieć. Zagadują Cię i np. pochwalają jeśli zrobisz coś dobrze (np. wrzucisz papierek do kosza:P) Jeśli zauważa że się czym interesujesz lub przypadkowo podsłuchają Twoja rozmowę  wtrącają się i zaczynają z Tobą rozmawiać! Jest to miłe, chociaż uważam ze jest to kolejna bariera kulturowa, bo raczej my Polacy nie mamy w nawyku zagadywania innych ludzi, lub wtrącania się w rozmowę - nawet jeśli ją słyszymy i możemy wypowiedzieć się na ten temat.


13.) Przypominajka
aaaa... pisałam o pochwaleniu za wrzucenie papierka do kosza. Już kilka razy zdarzyło mi się, że na swojej drodze spotkaliśmy osobę, która przechodząc zauważyła papierek bądź śmieci - wzięła je i podniosła i wrzuciła do kosza - WOW!


14.) Bankowość... ałć!
Szczerze mówiąc w banku była tylko jednym i tylko raz... ale do tej pory nie mogę się nadziwić, ze pani, która nas obsługiwała nie ma białej koszuli - gdzie jest dresscode heloł! długa sukienka na ramiączkach, chyba czarna w jakieś azteckie wzorki, na to coś a'la bolerko i klapki. Możecie mnie zbesztać za to co napisze, ale mimo wszystko uważam, ze trochę taki strój nie pasował dla pracownika banku... Na wszelkie sposoby łamałam swój "dreskod" rozpuszczone włosy, zbyt mocy makijaż, ale mimo wszystko staram się ubierać elegancko! Nawet czasami mam chwile, ze tęsknie za tymi białymi koszulami :) W każdym razie gdy odchodziłam z "INGu" wprowadzone były jednakowe koszule, w Eurobanku były paskudne mundurki, a w City szyli specjalnie dla nas sukienki. Ale nie ważne... rzeczywiście teraz wiem, że ważne jest pierwsze wrażenie przy obsłudze klienta, chociaż myślę ze dla amerykanów to standard, dla mnie dress code to stereotyp, a Pani, która nas obsługiwała na pewno żyła w przekonaniu, ze była ubrana elegancko!
Co chciałam napisać o bankowości to to, ze wg. mnie jest słabo! Niestety, bank w którym mamy konto nie dysponuje kartami zbliżeniowymi, co w Polsce jest już chyba standardem każdego banku, a dodatkowo, nie ma pakietu w którym możemy bezpłatnie wypłacać z innych bankomatów niż nasz!
Plusem jest jednak to, ze transakcje są śledzone i automatycznie blokują konto jeśli jakaś transakcja jest dla nich podejrzana. Chociaż jest to plus i minus - bo gdy ty wykonasz operacje podejrzana dla banku, blokują Ci konto, a ty nie masz pojęcia dlaczego! Nas to spotkało gdy kupowaliśmy materac - najpierw zapłaciliśmy zaliczkę a potem dopłatę - Bank uznał ze dwa razy kupowaliśmy materac i było to dla nich podejrzane i zablokowali nam konto, do wyjaśnienia)

15.) Cena + VAT
W Polsce mamy pod tym względem trochę prościej. Idziemy na zakupy, widzimy cenę, podchodzimy do kasy, kupujemy i płacimy dokładnie tyle samo ile pokazywała cena (chyba że cena jest błędna :P) nie ma w tym większej filozofii ani logiki. Bardzo nam to ułatwia sprawę, gdy np. mamy ograniczony fundusz i musimy coś kupić np za całe 100zł. Tutaj trzeba mieć zawsze zapas (bodajże 7%) ! Ceny, które są podane na produktach nie są cenami końcowymi. Są to ceny podawane bez podatku VAT, który jest dopiero naliczany w kasie. Aczkolwiek można się do tego przyzwyczaić i po czasie już nie sprawia to trudności, chociaż, mimo wszystko lepie by było jakby ceny zawierały już  VAT

16.) Wszystko inaczej
Skoro poruszyłam już temat inności, poniżej przedstawiem Wam parę różnić PL/US
* temperatura: Celsiusze / Fahrenheity 
* waga: kilogramy / funty
* długość: kilometry / mile
* długość: metry / stopy
* pojemność: litry / galony
* data zaczyna się od miesiąca i przedzielona jest  znakiem "/" np czwarty luty 2014 zapisywany jest 02/04/2014
* kalendarz zaczyna się od niedzieli
* czas z letniego na zimowy zmienia się chyba tydzień później niż w Europie, a z zimowego
na letni zmienił się albo dwa tygodnie, albo tydzień wcześniej niż w Polsce (nie zapisałam sobie nigdzie tego ;/) w każdym razie czas zmienia się w innym terminie :P
* format godziny, który obowiązuje w USA to 12h PM / AM
* napięcie w gniazdkach w Polsce 230 V / 50 Hz w Stanach występuje napięcie pomiędzy 110-120V o częstotliwości 60Hz.
* oczywiście kolejna różnicą, to doskonale nam znane z programu "Dom nie do poznania" domy i ściany z kartonu (ale może o wyposażeniu domu innym razem)
* Mają rożne określenie na ulice
* Na niektórych światłach drogowych nie ma żółtego światła
* mogą skręcać w praco na czerwonym świetle
* wszystko jest na prąd
* na przywitanie mówią "jak sie masz"
* w innym terminie wypada dzień matki i dzień ojca



17.) Dzień dobry za uśmiech
I na koniec coś miłego. Reka do góry kto lubi chodzić po górach? Ja ja ja!!!! Pewnie znacie ta tradycje że ludzie wędrujący po górach witają się ze sobą. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło, ale jest to dosyć miłe. W stanach wystarczy jeden uśmiech do osoby z na przeciwka, a ta z automatu zapyta się "ja się masz" Tak to zupełnie nie Polskie, ale na szlaku jak najbardziej popularne!

A wy jak się dzisiaj macie :) ??? Pozdrawiam Was Cieplutko z mojej deszczowej Virginii Beach!

***
Zaznaczam, ze wszelkie opisane tutaj sytuacje są zaczerpnięte z moich osobistych obserwacji i zdarzyły się w moim pobliskim otoczeniu... całkiem możliwe, ze mieszkając w innym stanie, dana sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej!

***
Jeśli chcecie abym rozwinęła jakiś punkt , piszcie! będę miała wtedy większą motywacje, aby coś odpisać i napisać :)