Witajcie,
Kompletnie nie planowałam dzisiaj żadnego wpisu (tak, tak, takie rzeczy też miewam zaplanowane), ale dużo chińczyków w mojej głowie sieka kapustę, wiec i sporo przemyśleń się nasuwa. Mimo wszystko postaram się streszczać :) (wiem czasem to nie wychodzi)
Wstępik
Minęły trzy miesiące od momentu, jak przyleciałam tu po raz drugi... pełna nadziei, że tym razem będzie lepiej, że wszystko się ułoży, że może coś uda się pozmieniać, żeby było stabilnie. Udało się! Teraz wiem, ze pozytywne nastawienie do całej sytuacji wiele daje. Co prawda nie zmieniło się zbyt wiele, nadal nie wychodzę, nadal nie potrafię angielskiego, nadal jeszcze wiele rzeczy mnie przeraża... Ale jest stabilnie i nie licząc karaluchów raczej pozytywnie. Trzy miesiące wiele mnie nauczyły, pokazały i dały. Przede wszystkim dały mi chęć do działania i niepoddawania się! Do próbowania i ulepszania planów, które okazały się błędne. Życie tutaj (w mojej sytuacji) daje inne możliwości, niż życie w Polsce, ale tylko dlatego, ze nie pracuje. Pozwala mi to na wymyślanie innych planów i realizowanie innych do których wrócę po wakacjach! (To nie znaczy, że gdybym była bezrobotną w Polsce nie miałabym tych możliwości - plany po prostu były by inne, dostosowane do kraju i przede wszystkim do tego, że w Polsce mam rodzinę, znajomych i znam język ;P)
Polska...
Nie sądziłam, że kiedyś to powiem/napisze, ale Polacy za dużo narzekają. Ogólnie wychodzę z założenia, że narzekanie jest spoko. Uważam, ze jest bardziej szczere, niż odpowiedź "wszystko w porządku" na pytanie co słychać. Wydaje mi się, że narzekanie jest trochę przejawem skromności. Bo po co komuś mówić, że jest lepiej, jak można powiedzieć, że jest gorzej. Amerykanie "nasłoneczniają" swoje opowieści, nasze Polskie są jednak pochmurne. Rzadko kiedy mówimy, że nam się udało, że coś wyszło, że na coś sobie zapracowaliśmy. Raczej skupiamy się na niepowodzeniach, ponieważ obawiamy się tego, ze ta druga osoba, nie chce słuchać, ze w naszym życiu się układa. (chociaż wydaje mi się, ze to pomału się zmienia). Nie miałam ochoty drążyć tego tematu,a napisać o tym przy innej okazji. Jednak wczoraj poruszył mnie post mojej znajomej, w którym udostępniła "za co nie kocham Cię Polsko". Postanowiłam, że chwilkę poświecę temu zagadnieniu.
Nie mówię, że w Polsce jest cudownie, ale Polska jest pięknym krajem, z piękną kulturą, tradycjami i smacznym jedzeniem. W wielu sercach płynie prawdziwy patriotyzm i miłość do ojczyzny! I mimo, że wiem, że w wielu krajach żyje się dużo lepiej, sporo z nas nie docenia tego co dostaliśmy od naszego kraju. Nie docenia, tylko dlatego, że dostaliśmy to za darmo. Nie zauważamy tego. "Czepiamy się" tylko tego, czego nie mamy, a np. jest gdzieś indziej. Możecie mi naprawdę uwierzyć, że wiem, że w Polsce nie zawsze jest łatwo i kolorowo. Nie raz przekonałam się o tym na własnej skórze. Ale czasami trzeba gdzieś wyjechać i zobaczyć, że naprawdę w wielu aspektach naszego życia, żyjemy jak paczki w maśle (o niektórych już pisałam w poprzednim wpisie - urlopy, ubezpieczenia, opieka medyczna, święta). I na tym bym zakończyła, ale przypomniała mi się rozmowa mojego męża z pewnym Amerykaninem. Standardowa rozmowa "o życiu" dwójki facetów. W pewnym momencie zaczęli rozmawiać o dzieciach (hahaha, jak to brzmi :P) Okazało się, ze w Ameryce nie ma żadnej pomocy od Państwa na dziecko. Dla pewności jeszcze sprawdziłam w internetach i znalazłam ciekawy artykuł na portalu "Gazeta.pl" http://www.edziecko.pl/rodzice/1,79361,18937390,miec-dziecko-w-usa.html
Nie zapominajmy, też że wiele Polek, które zachodzą w ciąże wybierają się na L4. Nie wiem jak jest tutaj, ale spotkałam się z wieloma pracującymi kobietami w ciąży. W każdym razie, nie trzeba wylatywać za ocean, by spotkać się z sytuacją, że "nie przepisuje się L4 na ciąże" Takim przykładem jest chociażby Anglia. I tak naprawdę mogłabym skończyć ten temat, ale przypomniała mi się jeszcze kwestia oświaty... Studia... w dzisiejszej Polsce sprawa oczywista. Studia to kolejny etap edukacji, nie tylko dla wybranych, ale raczej dla wszystkich chcących poszerzyć swoją wiedze lub zdobyć lepsze wykształcenie. Ja osobiście studiowałam zaocznie i nie żałuje - bo gdybym miała drugi raz pójść na studia, możliwe, ze wybrałabym inny kierunek, jednak nadal byłby to studia zaoczne. Fakt na drugim roku swoich studiów nie miałam, żadnego wolnego weekendu, bo albo pracowałam albo studiowałam, ale z czasem i pracę miałam lepszą, a studia stawały się lżejsze i przyjemniejsze. W każdym razie perspektywa pracy, zarabiania i uczenia się bardzo mi odpowiadała. Jednak to mój wybór. Wielu z Was studiuje dziennie... Tych którzy studiują dziennie i pracują podziwiam! W każdym razie wstępujemy w nasze dorosłe życie z pewnym bagażem wiedzy lub wiedzy i doświadczeniem w pracy, które zdobyliśmy podczas edukacji. Tutaj poza wiedzą, bagażem często bywa kredyt, który nie jeden Amerykanin bierze, aby móc studiować - i podobnie jak znajomy mojego męża kończąc szkołę nadal musi go spłacać. Zaznaczam, że koszty za studiowanie są dużo wyższe niż w Polsce.
Oczywiście są rzeczy, które tutaj sa lepsze niż w Polsce i na pewno nie raz o nich napisze. Tak jak wcześniej wspomniałam, do napisania tego wpisu "zmotywował mnie" udostepniony post koleżanki.
Zawsze jest coś na plus i coś na minus... Trzeba tylko czasami docenić, to co dostaliśmy za darmo, a nie dostrzegać, tylko te negatywne aspekty naszego życia, gdzie jest źle lub nie mamy tak jak inni. Bo jak powszednie wiadomo, wszędzie jest dobrze gdzie nas nie ma!
24h przed wylotem
...właśnie szykuje się do mojej osiemnastogodzinnej podróży... muszę ogarnąć dom i przygotować go dla mojego męża, żeby mógł wszystko znaleźć podczas mojej trzymiesięcznej nieobecności. Dlatego więc cukier muszę przełożyć ze słoika z napisem sól, a mąkę z pojemnika po herbacie :P:P (żartuję)
Dla większość z Was mam już zakupione podarunki i zamówienia, jeszcze tylko dzisiaj czekać mnie będą ostatnie minimalne zakupy. Pogoda jest piękna, wiec całkiem możliwe, że zaliczymy jeszcze dzisiaj spacer nad Oceanem (Zawsze powtarzałam, ze Ocean to największy plus mojego pobytu tutaj)
Lubię latać, ale po ostatnich zdarzeniu w Egipcie, jestem bardzo niespokojna i zdenerwowane.Chyba zapodam sobie jakiś nervosol, albo zajmę czymś na tyle mózg, żeby nie myśleć ... jak zwykle o najgorszym...
W każdym razie, już na zakończenie chciałam napisać, że nie zdawałam sobie sprawy, że nie będę chciała wylatywać... i to już nawet nie wiąże się ze strachem przed atakiem terrorystycznym, ani też, że aż tak bardzo się przyzwyczaiłam, ale dlatego, że bardzo mocno kogoś tutaj pokochałam...
Oczywiście, że chodzi o mojego męża :))) Nasze życie tutaj się zmieniło o 300 stopni. Ze starego życia, mamy tylko siebie i parę ciuchów - wiec tak naprawdę mamy tutaj tylko siebie! Chyba od momentu jak ze sobą jesteśmy, nie byliśmy sobie, aż tak bliscy! Czasami są wzloty i upadki, a mimo wszystko czuć motylki w brzuchu, każdego rana widzieć uśmiecha na twarzy (no chyba, ze zapomnisz wyłączyć budzik, który miał nie dzwonić i budzi wszystkich w środku nocy :P) śmiać się z tych samych głupot i zachowywać jakby się miało ...nascie lat. To cudowne uczucie czuć się tak szczęśliwa i dawać szczęście drugiej osobie... czuć się tak kochaną i kochać tak druga osobie. W swoim partnerze mieć nie tylko wspaniałego męża, ale zarówno przyjaciela i człowieka, który Cię wspiera nawet najbardziej odjechane pomysłach. Mimo, że bardzo się ciesze na zobaczenie swoich najbliższych i zwierzorów po prostu czuje jak bardzo już tęsknie, mimo, że jeszcze tu jestem. To duża zasługa mojego męża, że jestem tutaj i chce tu wrócić. Starał się jak mógł, żebym czuła się tutaj dobrze, mimo, że wie, ze siedzenie w domu nie leży w moich ambicjach. Jesteś najlepszy! Brawo Ty! :P :*
i tym sentymentalnym i tkliwym aspektem, kończę swoje wypociny. Całkiem możliwe, ze podczas mojego trzymiesięcznego pobytu w Polsce najdzie mnie wena i coś napisze, także nie żegnam się z Wami na zbyt długo. Jednak po "wakacjach" mam nadzieje, że wrócę do Was z czymś fajnym.... Póki co jedno jest pewne, przez najbliższe trzy miesiące na Instagramie pojawi się więcej zdjęć kotów, psów i chomików :P.
Trzymajcie za mnie jutro i po jutrze kciuki!
Buziaki :*
Nie zapominajmy, też że wiele Polek, które zachodzą w ciąże wybierają się na L4. Nie wiem jak jest tutaj, ale spotkałam się z wieloma pracującymi kobietami w ciąży. W każdym razie, nie trzeba wylatywać za ocean, by spotkać się z sytuacją, że "nie przepisuje się L4 na ciąże" Takim przykładem jest chociażby Anglia. I tak naprawdę mogłabym skończyć ten temat, ale przypomniała mi się jeszcze kwestia oświaty... Studia... w dzisiejszej Polsce sprawa oczywista. Studia to kolejny etap edukacji, nie tylko dla wybranych, ale raczej dla wszystkich chcących poszerzyć swoją wiedze lub zdobyć lepsze wykształcenie. Ja osobiście studiowałam zaocznie i nie żałuje - bo gdybym miała drugi raz pójść na studia, możliwe, ze wybrałabym inny kierunek, jednak nadal byłby to studia zaoczne. Fakt na drugim roku swoich studiów nie miałam, żadnego wolnego weekendu, bo albo pracowałam albo studiowałam, ale z czasem i pracę miałam lepszą, a studia stawały się lżejsze i przyjemniejsze. W każdym razie perspektywa pracy, zarabiania i uczenia się bardzo mi odpowiadała. Jednak to mój wybór. Wielu z Was studiuje dziennie... Tych którzy studiują dziennie i pracują podziwiam! W każdym razie wstępujemy w nasze dorosłe życie z pewnym bagażem wiedzy lub wiedzy i doświadczeniem w pracy, które zdobyliśmy podczas edukacji. Tutaj poza wiedzą, bagażem często bywa kredyt, który nie jeden Amerykanin bierze, aby móc studiować - i podobnie jak znajomy mojego męża kończąc szkołę nadal musi go spłacać. Zaznaczam, że koszty za studiowanie są dużo wyższe niż w Polsce.
Oczywiście są rzeczy, które tutaj sa lepsze niż w Polsce i na pewno nie raz o nich napisze. Tak jak wcześniej wspomniałam, do napisania tego wpisu "zmotywował mnie" udostepniony post koleżanki.
Zawsze jest coś na plus i coś na minus... Trzeba tylko czasami docenić, to co dostaliśmy za darmo, a nie dostrzegać, tylko te negatywne aspekty naszego życia, gdzie jest źle lub nie mamy tak jak inni. Bo jak powszednie wiadomo, wszędzie jest dobrze gdzie nas nie ma!
24h przed wylotem
...właśnie szykuje się do mojej osiemnastogodzinnej podróży... muszę ogarnąć dom i przygotować go dla mojego męża, żeby mógł wszystko znaleźć podczas mojej trzymiesięcznej nieobecności. Dlatego więc cukier muszę przełożyć ze słoika z napisem sól, a mąkę z pojemnika po herbacie :P:P (żartuję)
Dla większość z Was mam już zakupione podarunki i zamówienia, jeszcze tylko dzisiaj czekać mnie będą ostatnie minimalne zakupy. Pogoda jest piękna, wiec całkiem możliwe, że zaliczymy jeszcze dzisiaj spacer nad Oceanem (Zawsze powtarzałam, ze Ocean to największy plus mojego pobytu tutaj)
Lubię latać, ale po ostatnich zdarzeniu w Egipcie, jestem bardzo niespokojna i zdenerwowane.Chyba zapodam sobie jakiś nervosol, albo zajmę czymś na tyle mózg, żeby nie myśleć ... jak zwykle o najgorszym...
W każdym razie, już na zakończenie chciałam napisać, że nie zdawałam sobie sprawy, że nie będę chciała wylatywać... i to już nawet nie wiąże się ze strachem przed atakiem terrorystycznym, ani też, że aż tak bardzo się przyzwyczaiłam, ale dlatego, że bardzo mocno kogoś tutaj pokochałam...
Oczywiście, że chodzi o mojego męża :))) Nasze życie tutaj się zmieniło o 300 stopni. Ze starego życia, mamy tylko siebie i parę ciuchów - wiec tak naprawdę mamy tutaj tylko siebie! Chyba od momentu jak ze sobą jesteśmy, nie byliśmy sobie, aż tak bliscy! Czasami są wzloty i upadki, a mimo wszystko czuć motylki w brzuchu, każdego rana widzieć uśmiecha na twarzy (no chyba, ze zapomnisz wyłączyć budzik, który miał nie dzwonić i budzi wszystkich w środku nocy :P) śmiać się z tych samych głupot i zachowywać jakby się miało ...nascie lat. To cudowne uczucie czuć się tak szczęśliwa i dawać szczęście drugiej osobie... czuć się tak kochaną i kochać tak druga osobie. W swoim partnerze mieć nie tylko wspaniałego męża, ale zarówno przyjaciela i człowieka, który Cię wspiera nawet najbardziej odjechane pomysłach. Mimo, że bardzo się ciesze na zobaczenie swoich najbliższych i zwierzorów po prostu czuje jak bardzo już tęsknie, mimo, że jeszcze tu jestem. To duża zasługa mojego męża, że jestem tutaj i chce tu wrócić. Starał się jak mógł, żebym czuła się tutaj dobrze, mimo, że wie, ze siedzenie w domu nie leży w moich ambicjach. Jesteś najlepszy! Brawo Ty! :P :*
i tym sentymentalnym i tkliwym aspektem, kończę swoje wypociny. Całkiem możliwe, ze podczas mojego trzymiesięcznego pobytu w Polsce najdzie mnie wena i coś napisze, także nie żegnam się z Wami na zbyt długo. Jednak po "wakacjach" mam nadzieje, że wrócę do Was z czymś fajnym.... Póki co jedno jest pewne, przez najbliższe trzy miesiące na Instagramie pojawi się więcej zdjęć kotów, psów i chomików :P.
Trzymajcie za mnie jutro i po jutrze kciuki!
Buziaki :*