wtorek, 26 kwietnia 2016

Zakupowe problemy


To straszne, ale ostatnio brak mi weny dosłownie na wszystko! Swoje pokłady kreatywności w poprzednim miesiącu wyczerpałam na robienie bibułkowych kwiatków z jednoczesną próbą nauki języka angielskiego (link do strony z kwiatkami na dole wpisu)…  Ogólnie należę do ludzi, którzy nie lubią marnować czasu lub jak ktoś woli nie lubiących się nudzić, lub jeszcze prościej jestem człowiekiem z lekkim ADHD, a przy tym wszystkim, co jest dosyć zabawne, jestem domatorem :P (czyli jak typowy wodnik, jestem ekstrawertykiem i introwertykiem w jednym – lubiącym przebywać z ludźmi, ale bardzo dobrze czującym się we własnym towarzystwie) W każdym razie zmierzam do tego, że jeśli mogę coś roić przy okazji to też to robię.. Dlatego na siłowni podczas ćwiczeń staram się oglądać interesujące mnie filmy, podczas wykonywania gUpotek, słucham sobie słówek… dlatego też, gdy jeszcze mieszkaliśmy w Polsce i były jakieś imprezy u nas w domku/działce piekłam trzy ciasta (oczywiście wszystko przy okazji – link do ciachowni na dole strony) i dlatego też teraz pisze ten wpis, bo właśnie pomalowałam sobie paznokcie, a pisanie na klawiaturze okazuje się najbezpieczniejszym sposobem na ich suszenia :P
Dzisiaj chciałam poruszyć kwestie amerykańskiego jedzenia, sklepów i  restauracji,  a w jednym z kolejnych postów utworzyć cos w rodzaju moich amerykańskich przysmaków, które być może są w Polsce, ale do mnie nie dotarły.
Cóz… więc! Wchodząc do naszej polskiej cudownej Biedronki tudzież Lidla, brało się sprawdzone produkty, oczywiście mając świadomość, że połowa z tych rzeczy najprawdopodobniej nie była tak zdrowa, jak nam się wydawało. Owszem zdarzało się, że stałam przed półka i czytałam skład produktu poszukując składników, których np. ja nie chciałabym spożywać i nie chciałabym tez nimi karmić mojej rodziny czy znajomych. Było to co prawda nie za częste, ale bywało, chociażby z tego względu, że jednak w kuchni używałam przetestowanej  już przeze mnie żywności. Tutaj (czyt. w USA) niestety większość naszych zakupowych wojaży to czytanie etykietek, szukania napisu „Organic” lub „Non GMO”. Raz, nie znamy tych produktów, dwa produkcja żywności w Stanach rządzi się innymi prawami niż ta w Polsce. A na dodatek, mam niezłego hopla na pkt. GMO i doskonale sobie zdaje sprawę, że w jest ono już wszędzie i dostarczane do naszego organizmu z naszą czy bez naszej wiedzy -  tutaj w Ameryce, w Polsce czy w Europie. Oczywiście jeśli chodzi o GMO i wpływ na nasze zdrowie sa podzielone zdania na ten temat i teoretycznie jeszcze nie ma informacji jak ono działa na nasze zdrowie – ja jednak trzymam się swojego i uważam, ze im będzie mniej genetycznie modyfikowanej żywności  w organizmie tym lepiej dla nas. Dlatego praktykujemy kupowanie organicznych kurczaczków, jajek i staramy się jednak ograniczać produkty słodzone syropem glukozowo-fruktozowym (tutaj nazywanym bez ogródek syropem kukurydzianym). Oczywiście żywność organiczna jest o polowe droższa niż ta nieorganiczna, ale na zdrowiu nie powinno się oszczędzać – dodając czarne wizje przyszłość, tak przekonałam mojego męża do jedzenia organicznych kurczaków, (mężą, który oczywiście temat GMO ma w nosie :P)! Pułapki żywieniowe w Stanach czekają na każdym kroku, mam tutaj na myśli wspomniane wcześniej GMO, różnego rodzaju słodziki, czy środki chemiczne, którymi spryskiwane są owoce i warzywa, a np. zakazane do użytku w Polsce. Pytanie zatem, czy ludzie, którzy myślą, że odżywiają się zdrowo, rzeczywiście się zdrowo odżywiają? Do tej pory nasza wizja Stanów to otyli ludzie jedzący 10 hampków w MacDonaldsie – oczywiście fastfoodowni jest tutaj o wiele, wiele więcej, a ceny hamburgerów są naprawdę stosunkowo niskie i rzeczywiście równają się z ceną jednego jabłka  - nawet tego mniej ekologicznego. Co w takim razie wybierze głodna osoba?  zestaw 5 produktów za 4$ ,burgera za 1$ czy jabłko, którym najprawdopodobniej się nie naje  (swoją drogą nie wiem jakbym musiała być głodna, żebym zjadła fastfoodowe mięsko). Kolejne pytanie, jakiej jakości jest ten produkt, skoro jest taki tani, a konkurencja czasami jeszcze obniża ceny i robi jeszcze „fajniejsze” promocje, aby przyciągnąć pożeraczy hamburgerów!  Nie chce szukać po sieci informacji i filmików typu „jak to jest zrobione” i tym bardziej nikomu obrzydzać, bo pewnie wśród nas znajdują się ludzie, którzy lubią zjadać fastfoodowe produkty  np. mój mąż :P ale automatycznie przypomniała mi się produkcja nagetsów, które z białym mięskiem kurczaczka maja tyle wspólnego ile ja z drzewem! Na szczęście nigdy nie byłam fanka hamburgerów, jakoś tez nigdy nie przepadałam za mięsem – nie mylić z wegetarianizmem - jem mięso, ale naprawdę bardzo… bardzo… rzadko. Myślę ze na tym wszystkim i tak wychodzę całkiem dobrze :) Przypomniała mi się jednak sytuacja, gdy przyleciałam do stanów i oznajmiłam, że „mięsko to raczej nie”. Od razu „tysiąc pytań do…” i zaoferowana pomoc przy przekonaniu się do mięsa – nie wiem, czy w trosce o moje zdrowie, czy po prostu będąc w Ameryce musisz jeść woła! Oczywiście jak to ja, wkurzyłam się, że ktoś obcy chce ingerować w moje przyzwyczajenia i nie zgodziłam się z tym! Teraz mięska jem jeszcze mniej niż kiedykolwiek.  Myślę, że może to być pomysł na kolejną „ankietę” . Np. Jak ważne jest mięso w Twojej diecie??? … przemyśle sprawę 
Wracajmy jednak do kwestii zakupów!
Oczywiście w całym moim świecie zdrowego odżywiania, są elementu bardzo złego odżywiania – i tak mam tego świadomość!  Niestety uwielbiam  Coca cole i słodyczy. Chociaż staram się zapanować nad obydwoma uzależnieniami :) Problem, który chce poruszyć  nie leży tutaj ani w słodyczach ani w piciu napojów gazowano-słodzonych, problemem jest tutaj bardzo mała ilość napojów, które są słodzone cukrem! I pewnie większość  z Was powie, że to chyba dobrze – cukier jest niezdrowy itd. I otóż nie! Nie licząc tych fajnych napojów, które są słodkie same w sobie, nie licząc też tych nielicznych napojów, w których jest cukier lub stevia, praktycznie wszystko jest słodzone syropem glukozowo-fruktozowym lub/i słodzikami (ostatnio  co prawda słuchałam pogadanki na temat aspartamu i tego, że wcale nie jest szkodliwy i rakotwórczy, ja jednak trzymam się tego, że wole go unikać – chyba tak bardziej dla zasady). Nawiązując do ceny 2 litrowej Cocacoli w przeliczeniu jest porównywalna do ceny coli w Polsce. Jej koszt to 1$. Nie przeliczając i kierując się zasadą 1$=1PLN, to po złotówce nawet  biedronkowej coli się nie kupi. Automatycznie też koszt produkcji musi być tańszy, wiec tutaj wchodzi w grę tani zamiennik cukru, jakim jest syrop. W tym wszystkim dziwi mnie jednak to, że tak potężna firma jak Coca cola pozwala na wprowadzenie do swojego składu, czegoś takiego jak syrop kukurydziany – tak wiem, chodzi tutaj o pieniądze! Inne ciekawe spostrzeżenie to takie, że PepsiCo, daje nam możliwość zakupienia Pepsi z syropem, albo pepsi z cukrem (ale do wyboru są tylko w szklanych butelkach lub puszkach po dwanaście sztuk, najczęściej sprzedawanych w promocji  3 sztuki za 10$), przy czym wersja z cukrem zawsze występuje w mniejszych ilościach. Real sugar – bo tak się nazywa ta edycja są jeszcze w smaku pepsi chery, pepsi vanila. Na tym się kończą przynajmniej mi znane słodkie napoje gazowane słodzone cukrem (teraz nie pamiętam czy jeszcze przypadkiem monster energii nie jest słodzony cukrem / Dodam jeszcze – bo bym wprowadziła Was w błąd -  Cocacola też jest w wersji z cukrem oraz ze stewią  - w szklanych butelkach w kosmicznej cenie ).
Wraz z mężem zauważyliśmy, że trzeba wracać tez dużą uwagę na produkty niskokaloryczne, tam najczęściej pojawiają się słodziki – czyli wszystkie 0 cukru, 0 kalorii, 0 tłuszczu,  0 węglowodanów – i nie mam tutaj na myśli czystej wody J Swojego czasu kupowaliśmy serki / jogurty – były przepyszne, puszyste, duży wybór smaków, mało kalorii, ale nasza przygoda z tym dżogurtem skończyła się, gdy okazało się że dany produkt był słodzony bodajże acesulfamem. Bleeee!
Warzywa i Owoce…
Ach! Nie wiem jak wy, ale ja lubię jeść owoce tylko pod dwoma postaciami, jak mi je obiorą i podstawia przed nos – to robi zawsze mój wspaniały mąż , albo jak mogę sobie z nich zrobić koktajl owocowy – wtedy obieram je z chęcią, bo mogę je wypić (tak, wiem, to jest dziwne :P)  . Do wyjątku należy arbuz i winogrona – tutaj  zazwyczaj lenistwo jest na przegranej pozycji .
Wchodząc do Walmarta zazwyczaj jako pierwszy jest dział ze zieleniną… znajduje się tutaj dosłownie prawie wszystko :P prawie, ponieważ np. ciężko w Stanach o korzeń selera, albo o buraki. Buraki są zazwyczaj pakowane po trzy małe korzenie wraz z nacią – czyli zestaw raczej na botwinkę niż na barszcz. Mają tutaj jednak sporo innych fajnych rzeczy, których w Polsce się nie spotyka lub się spotyka bardzo rzadko np. brukiew czy pasternaki – jeszcze nie jadłam J Ostatnio też wyczaiłam np. czarna marchewka w WholeFoodsie (tutaj jest akurat wszystko). W owocach tez jest spory wybór – arbuzy 12/12 miesięcy, podobnie ze śliwkami,  wiśniami ,malinami, truskawkami i np. bardzo rzadko spotykana w Polsce świeża żurawina.
Co mnie zaskoczyło, gdy pierwszy raz poszłam na zakupy – wszystko jest posortowane: jabłka w podobnym rozmiarze, to samo z pomarańczami, cebulami czy pomidorami. Sporo warzyw i owoców  jest trzymanych w lodówkach np. korzeń marchewki, pietruszki czy buraki. Ogólnie sporo rzeczy, trzymają tu w lodówkach i nie mam wcale na myśli przetworzonej żywności… :P Ale wróćmy do owoców…Niestety, poza ogromnym wyborem, większość owoców i warzyw smakuje nijako…  truskawki, maja jedynie posmak truskawek, a pomidory są praktycznie bez smaku (niezależnie od odmiany). Chociaż ostatnio dosyć mocno się zdziwiłam kupując czarne winogrona, których smak był idealnie taki, jaki pamiętam z dziecięcych lat.
Walmart to sklep typu TESCO czy Real… Jest tutaj dosłownie wszystko,  od jedzonka począwszy, poprzez chemie, produkty do krawcenia, ciuchy, meble , wystrój domu,  AGD RTV, kończąc na aptece i dziale ogrodniczym. Początkowo sam sklep wydawał mi się sporo większy, zaczym idzie, że przypuszczałam, że jest  tutaj większy wybór wszystkiego. Jednak nie! Przede wszystkim zmyliły mnie większe odstępy miedzy regałami niż mamy w Polsce. Ludzie często przemierzają sklep na „jeździku” czyli takim hmmm mobilnym wózku na zakupy. Domyślacie się jacy ludzie tak „podróżują” po sklepach?  Ale po kolei. 
Oczywiście większość produktów  na sklepowych półkach to rzeczy, których nie ma w Polsce lub są u nas  mniej popularne. np. dział z mrożonkami, gotową/przetworzona żywnością czy niekończące się lodówki z lodami (tak, z tymi amerykańskimi kubełkami lodów, które każda kobieta wcina po rozstaniu z facetem). Sporo miejsca zajmują również lodówki z całymi indykami :P, płatki śniadaniowe (jest ich multum) i oczywiście żywność w puszkach, a w szczególności kukurydza. Dużo mniej niż u nas jest makaronów, firm które dostarczają ryż, mąkę czy kaszę, przy czym kasze (jakakolwiek) można przeoczyć…  Nie spotkałam się tutaj z moją ukochana kaszą gryczaną (na szczęście jest polski sklep). Mąka inna niż pszenna jest dosyć droga – ostatnio za skrobie ziemniaczaną zapłaciliśmy 6$ a w polskim sklepie nasza polska mąka ziemniaczana kosztowała pod 5$ - tutaj nawet kierując się zasadą 1$=1PLN jest to bardzo drogi interes. Woda mineralna/ źródlana to zaledwie cztery – szesc firm. Przy czym nie maja tutaj półtoralitrowych butelek. Z reguły ludzie kupują wodę w zgrzewce z butelkami po 500ml.
Zadziwiające dla mnie są ceny przypraw – u nas za standardową „saszetkę” z kamisa płaci się około 1,50-2,00zł bez znaczenia jaka przyprawa jest w środku – tutaj dla porównania np. cynamon 1,5$ czosnek kosztuje 2,50$ majeranek 3,75$ a gałka muszkatołowa ponad 6$ i tutaj moje ulubione porównanie… za całkiem smaczne wino (coś a’la nasze fresko) zapłacicie 2,5$ - 5$ hmmm…
A jak jesteśmy już przy alkoholu… Każdy z nas wie, jak wyglądają nasze alkoholowe półki jeden rząd półek z piwami, kolejny alkohole kolorowe, potem same wódki, i wina… niestety amerykańskie super hiper markety sa strasznie ubogie w alkohol. W Wolmarcie jest tyle alkoholu co w naszych żabkach. Trochę lepszymi zasobami i różnorodnością szczycą się raczej mniejsze sklepu coś a’la biedronka – tutaj sa to food liony i np. Farm Freshe . Żeby nie było oczywiście są sklepy poświęcone tylko alkoholom, chociaż większość z nich jest takiej wielkości jak nasz dział alkoholowy powiedzmy w Auchanie.
Jako znany słodyczoholik, muszę wspomnieć tutaj o słodyczach – uważam, że w typowym Walmarcie, jest dużo mniejszy wybór słodkości niż u nas w Polsce. Popatrzmy chociaż ile mamy firm produkujących czekolady! Oprócz naszych polskich firm na rynku mamt też firmy zachodnie – spora różnorodność! Dodatkowo każda firma produkuje czekolady o magicznych smakach i dodatkach.  Do tego dochodzą jeszcze cukierki, landrynki, batoniki, wafelki (tutaj nie ma wafelków typu prince polo  - tutaj też się kłania Polski sklep :P ) i bombonierki, nie wspominając jeszcze potem o jakiś ciasteczkach, żelkach, mambach itd. Tutaj raczej na płkach goszczą przeróżnego rodzaju i wielkości M&Msy, oreo i  Lindorki. Jest np. więcej smaków milki waya czy snikersów.  Z producentów czekolady, które pewno znacie można znaleźć oczywiście Dove i Cadbury. Jest tutaj też producent trochę nietypowej jak dla mnie czekolady I mam tutaj na myśli hershey’s. Dlaczego nietypowa – mleczna czekolada tej firmy ma zapach (przepraszam za wyrażenie) wymiocin… I uwaga, tak pachnie tylko mleczna czekolada, jeśli zapach nikogo nie odraża, uprzedzam, ze w smaku tez nie jest najlepsza! Co zabawne,  deserowa czekolada tej firmy jest znakomita!
Jestem już na czwartej stronie, będąc w połowie drugiej już wiedziałam, że temat restauracji poruszę innym, być może kolejnym poście. Niestety jeszcze nie kończę…

Jak wcześniej wspomniałam Walmart to nie tylko spożywka, ale także kosmetyki do pielęgnacji ciała i chemia… I tutaj Ameryka tez nie zaskakuje. Pewnie wielu z nas przeszło taki scenariusz: siedziało w dziale płynów do płukania i wąchało, którym najlepiej będą pachnieć nasze ubrania…W Polsce proszków i płynów do prania mamy od zasypania…Tutaj przeważają dwie marki Tide i Gain (i mały wybór zapachów) … sa jeszcze jakies inne firmy, ale gubią się między tymi dwoma. Za to uważam, ze jest tutaj o wiele więcej środków zapachowych – Glade rządzi na płkach , od sprayów, kostek, świeczek, po odświeżacze do kontaktów – to mi się akurat podoba! Lubię jak ładnie pachnie :)
No i ostatni etap Kosmetyki! Ech! Tutaj mam ogromy problem… bo kosmetyków jest i dużo i mało… ale zacznijmy od tych których jest więcej… oprócz sklepów poświęconych tylko kosmetykom kolorowym np. Ulta stoiska z kosmetykami znajdują się również w „aptekach” (apteka to taki nasz Rossmann :P – też Wam kiedyś o nich opowiem)  i marketach. Samej kolorówki jest dosyć dużo, można rzeczywiście kupić znane nam w Polsce produkty po fajnych cenach! Jednak dla mnie jest jedna rzecz nie do przeskoczenia! Większość produktów nie posiada testerów – oczywiście mam tutaj przede wszystkim na myśli podkłady (nie musze tłumaczyć o co mi chodzi)! Tutaj nawet nie chodzi o mnie, ze ja musze sobie ten podkład przetestować, ale o to, że inni też go sobie jakoś musieli przetestować – a niestety najczęściej tutaj spotyka się podkłady bez żadnego aplikatora.  
Gdy przyleciałam po raz pierwszy, nie byłam przygotowana jeszcze na inne niespodzianki, a mianowicie na brak produktów do pielęgnacji twarzy! Tych produktów jest tutaj naprawdę bardzo mało. Do tej pory nie znalazłam wody micelarnej, ani kremu do twarzy odpowiedniego dla mojego wieku! Nie, nie, nie dlatego, że nie ma! Dlatego, ze kremy nie są oznaczone przedziałem wiekowym, a dodatkowo jest ich naprawdę bardzo mało. Kolejnym zaskoczeniem było brak kolorówki w farbach do włosów – od jakiegoś czasu jestem rudzielcem…W Polsce wybór farb, to chodzenie od jednej firmy do drugiej i zastanawianie się który kolor tym razem... tutaj znalazłam może z pięć farb do włosów wpadające w odcień rudego w tym trzy na sto procent nie pokryłby moich włosów. Jeśli chodzi o jakieś żele pod prysznic, balsamy, szampony czy odżywki, chyba jest ich wystarczająco, chociaż wydaje mi się, że i tego mamy w Polsce większy wybór.
Jak każdy sklep, także Walmart ma swoje marki (np. biedronka ma mleczną doline itd.) Walmart jeśli chodzi o spożywkę i środki czystości  kryje się pod nazwą Great Value (zawsze kojarzy mi się to z Walem z „Blok ekipy” – oglądacie?) kosmetyki  i suplementy diety to są pod szyldem Equate. W stanach jednak poszli o krok dalej, ponieważ nie dość, ze posiadają własną markę, to z reguły opakowania ich produktów są prawie identyczne, jak np. produkty Nivea czy Vaseline + jeszcze dla „zmylenia” stoją dokładnie obok siebie, poniżej podsyłam linki:
http://ecx.images-amazon.com/images/I/81vWoqSLkLL._SX355_.jpg
Dodatkowo na balsamie a’la Nivea z walmartowskiej firmy jest napis na odwrocie, że ten balsam nie jest produkowany przez firmę Nivea. Amerykanie się zabezpieczają przed wszystkim (do sądu można podać o dosłownie wszystko, ale to innym razem!)
Ech, tak się zapędziłam, że zapomniałam, że temat miał dotyczyć tylko jedzonka! Mam nadzieje, ze wybaczycie mi, że aż tak się zagalopowałam! Mam nadzieję, że kolejny wpis pojawi się szybciej i nie będzie, taki długi! Jeśli macie jakieś pytania dotyczące jedzenia, chętnie odpowiem, a jeśli nie będę wiedziała, to jeszcze z większą chęcią to sprawdzę


Tak jak obiecałam podsyłam linka do mojej konta na facebooku z rękodziełem oraz z ciachami (tutaj jeszcze nad nią pracuję)


Tutaj jeszcze daje Wam linki do sklepów o których pisałam:
http://www.walmart.com/|
https://www.farmfreshsupermarkets.com/
https://www.foodlion.com/
http://www.wholefoodsmarket.com/
https://www.abc.virginia.gov/about/find-a-store
http://kielbasava.com/
http://www.totalwine.com/
pozdrawiam Was wszystkich!

PS.
Mam nadzieje, że wszystko dobrze się wgra... mam jakieś problemy z moim starczym laptopem :)